października 01, 2020
dlaczego drzewa nic nie mówią?
Impuls, myśl, działanie Pędziłam z prędkością światła na rowerze. Lubię rower, niezmiernie doceniam spontaniczne momenty, kiedy mogę na nim pojechać na grzyby albo na poszukiwania zapomnianych już miejsc. Grzybiara ze mnie żadna, ale często wtedy fałszuję sobie pod nosem, a raczej bezświadomie wypełniam sobie wyczyszczony umysł melodiami. Ostatnio wiatr targał włosami tak bezlitośnie, jakbym miała okazję doświadczać dynamicznej kołysanki w śląskiej banie. Sponiewierane we wszystkie strony ciało zachowało jednak balans w sytuacji codziennej. Jestem mu za to po prostu wdzięczna. Oddam dziękczynienie z przytulasami. Czuję, że synchronizacja między myślami a ciałem zachodzi na odpowiednim poziomie, by móc sobie po ludzku ufać. Jednak czasem, hasając wśród saren i rybaków, zatopionych w łowieckim letargu, zatrzymuję się nagle. Na lodowisku, czy w skateparku się przewracam. Po chwili wstaję, rozmasowuję stłuczone kolano i zabawa trwa. Zastanawiam się, dlaczego to się zdarza. Czy to mnie wkurza? Pewnie! Wiem już, że nawet złość jest dobrą emocją, bo to w końcu ludzkie uczucie. Niech ma swoją chwilę upustu, świetności tak jak mówcy podczas konferencji, którzy i tak powiedzą, co zaplanowali. To nazywa się poczuciem wolności ze względu na brak wyrzutów sumienia. Może dzięki temu sytuacja się nie powtórzy? Na pewno nie tylko dzięki samemu myśleniu. Moment uwagi Gdy tak pędziłam przez znajome ścieżki, zatarte śmiechem wywołanym przez znajome dziołchy, zmęczeniem czy gonitwą na busa, przypomniały mi się biedne korzenie drzew, próbujące przebić się przez brukowe kostki jednoosobowego chodnika. Wyglądały jak wybrzuszone ciało wieloryba z wyrastającymi kiełkami rzeżuchy. Na zajęciach z architektury było to błędem konstrukcyjnym. Ludzie, którzy ekonomicznie próbowali zaprojektować tę miejską przestrzeń lata temu, zapomnieli o rozrastających się bukach i topolach, których sadzenie niegdyś było tak popularne, jak picie roboczej parzuchy na dworcach albo grubach. Zapomnieli o nadchodzących zmianach. Rezultat z tego taki, że projektując nawet wtedy swoje życie, odrzucono wtedy wyobraźnię. Trudne czasy były, ok. Ale jednak. One zostały. Drzewa, kostka, spaliny pojazdów, ludzie przechodzący obok. A teraz nie ma miejsca. Nie ma zwyczajnie przestrzeni dla swobodnego i stabilnego rozwoju zieleniny bez kurczenia ramion w geście kapitulacji. Potem tak zostaje! Skrzywienie fizycznie daje potem o sobie znać w beztroskich momentach. Nikt być może tego nie przyzna, nie powie zapytany wprost, ale ono przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. I gdy tak widziałam te znajome drzewa, pamiętając słowa Gośki, pomyślałam, że tłamszenie jest częstym wynikiem braku akceptacji i nieświadomości. Że to męczące, krzywdzące, długotrwałe i cyklicznie się powtarzające. Że zawsze musi być tego jakiś powód. A my nie patrzymy, idziemy obok. Widzimy, ale odrzucamy obrazy niegodziwości. Zbyt często, jak już ktoś kieruje się altruizmem, jest on egoistyczny. To przez prędkość? Przez plany? Jak nie przez to zastanawiam się w takim razie, jaki jest prawdziwy powód tego, że tak biegniemy? Bo czy zawsze na zawsze musimy to robić? Od adrenaliny da się uzależnić, ale gdy już usiądziemy na spokojnie to i umysł staje się spokojny. Może to przez przeszłość? Krishnamurti uważał, że powracając do niej, stajemy się smutni. Może przez to nie mamy też nic do powiedzenia i uważamy, że inni także? Muzyczny spadochron Cisza towarzyszy wielu aktom cierpienia, stąd tytuł z twórczości Meli Koteluk. Cierpi się w konspiracji przed światem, a czasem nawet przy nim bezpośrednio. Wydawać by się mogło, że on słuchać nie chce albo tylko bezmyślnie rejestruje dźwięki. Ja Ci nie powiem, czy tak faktycznie jest. Różnica polega na skupieniu, zatrzymaniu się na chwilę. Odebraniu komunikatu i zrozumieniu go. Poświęceniu czasu, ale czymże on właściwie teraz jest? Czym jest dla starości, samotności? Zatrzymałam się z piskiem opon z taką równowagą, przez którą o mało nie wywróciłam się na jezdni. Czułam mały paraliż i strach, a to wszystko przez to, że ciało przeszła mgiełka elektryczności, która jest stałym towarzyszem mojej nagłej utraty balansu. Dlaczego ludzie i drzewa nic nie mówią? Jasne jest, że się z nami komunikują, ale czemu nie tak, żeby usłyszał każdy? Wszystko i wszyscy mają swoje historie. Opowieści, które nie są bezpośrednio na sprzedaż, nie widzą nawet światła dziennego, bo dramaty nierzadko rozgrywają się wśród potłuczonych butelek z zielonego szkła. Turlają się one wśród tumanów kurzu, gdzie światło dociera wraz z uśmiechami tych, którzy jeszcze mają siłę, by walczyć. A bywa tak rzadko. I nie chodzi tu tylko o to, że przemoc niejedno ma imię, bo ona nigdy nie jest fair. Chodzi o możliwość zmian. Sądzę, że prawo do głosu jest istotnym narzędziem, figurującym w najświętszej i niepokalanej prawdzie. Tu potrzebna jest odwaga. Zrozumienie tego jest dla mnie kluczowe. Co zrobić w sytuacji, gdy ktoś nie ma prawa głosu? Nie ma sensu przerzucać odpowiedzialności na przechodnia czy sąsiada, ale zastanawiałeś się kiedyś, ile rodzin w bloku ma dobre życie, a które z nich budują swoje życie na farsie? W końcu czasem słychać jakieś krzyki. Czy mijający nas ludzie, którzy mówią: "dzień dobry", tak naprawdę nie mają ochoty się witać bądź robią dobrą minę do złej gry? Oczy szeroko otwarte Chciałabym patrzeć tak, by dostrzegać. Tyczy się to nie tylko tych korzeni, które nie mają upustu, nie mają gdzie się rozwijać, więc i ich trzon w końcu nie będzie miał się, gdzie rozwijać. Tak będzie, gdy okazja przejdzie obok nosa. Podobnie bywa z ambicjami, które latami tłamszone w zarodku cofają w głąb siebie, gdy już zaduszone pozostawiają za sobą jedynie gorzki posmak na języku. Niekiedy bywają tak natrętne, że wytępić "chwastów" się nie da. Zostają i powodują, że ta ciekawość świata pozostaje albo przebija się przez ziemię. Rozrasta się tak, że widzieć każdy może. Nawet wspomnienie krzyczącej kostki brukowej gdzieś blaknie... Zastanawiam się czasem więcej, czasem mniej. Wyobrażam sobie, że nastąpi kiedyś chwila w życiu każdego pięknego i wartościowego Ktosia, który jak stare drzewo przemówi, a jego słowa nie odbijają się od ściany, jak echo. Liście bezproblemowo rozwiną się w swoim tempie i śmiało skierują twarz ku światłu, bo moda na wylewanie betonów lub co gorsza żelbetów, po prostu minie.
Paula